Latanie ma taką wspaniałą cechę, że przy jego okazji przytrafiają się lataczom przeróżne przygody. Czasem same z siebie, a czasem trzeba ich poszukać. W tym przypadku, w drodze do pięknego kanionu Masca, który powinien być obowiązkowym punktem na wycieczkowej mapie każdego odkrywcy, zjechaliśmy z wytyczonego szlaku, by z dala od turystycznych atrakcji przyjrzeć się nieco Teneryfie zaglądając przez kuchenne drzwi. Tym razem snując się leniwie, boczną drogą po plantacjach bananów, przez dziury w wysokich płotach, chciwie wchłaniamy egzotyczne widoki. Każde z nas chciało by ich dotknąć, wziąć coś ze sobą. Próbujemy sięgnąć przez ogrodzenie do najbliższej kiści bananów, ale jest za daleko, a i strach trochę, żeby nas nikt nie przyłapał. Rezygnujemy i podążamy dalej naszym Citroenem Jumpy a tu nagle, w betonowym wysokim ogrodzeniu jedna z wielu zamkniętych żelaznych bram jest otwarta! Skręcam w nią i powolutku wjeżdżam do bananowego raju. Ekscytacja i tajemnica unoszą się gęstą mgłą nad naszym autkiem. Po obu stronach polnej drogi ( leśnej?palmowej? bananowej?) rosną tysiące drzew wysokości ok 3 metrów, a na każdym z nich jedna, ogromna kiść zielonych jeszcze owoców. Bez zastanowienia wyskakujemy z samochodu, obłapiamy kiście, wsadzamy nosy pomiędzy owoce, zlizujemy nektar kapiący z dojrzałych kwiatów. Spełnia się sen. W oddali widać ciężarówkę i pracujących przy niej ludzi. Podchodzimy śmiało, wyciągam z uśmiechem dłoń do najbliższego w powitalnym geście. Odpowiada tym samym.
-Jesteśmy turystami. Polonia, Wałęsa, El Papa Juan Pablo II, corrida i robi się wesoło.
Nasze dzieci wskakują na małą ciężarówkę i pomagają w załadunku. Dwaj mężczyźni znikają pomiędzy palmami, szeleszcząc starymi buciorami po suchych liściach zalegających pod drzewami. Po chwili wracają, każdy z wielką kiścią ( ok 40 kg) na ramieniu. U pasa wiszą im wielkie maczety do ścinania grubych łodyg.
Jest przyjemnie i spokojnie, ale czekają na nas inne przygody. Trzeba iść. Na do widzenia dostajemy chyba z 10 kilo tych najbardziej dojrzałych, żegnamy się i ruszamy dalej. Początek dnia napełnia nas optymizmem.
Wędrówka po lesie wawrzynowym ma zupełnie niespodziewany charakter. Przyroda z jaką nie mieliśmy dotąd do czynienia, ze względu na niezwykłą roślinność, baśniowe krajobrazy i niezwykły finał na końcu wąskiej, górskiej drogi. Obiadzik w nadmorskiej wioseczce, w knajpeczce, która specjalizuje się w najlepszej ośmiornicy świata. A na okrasę całości akompaniament lokalnego zespołu złożonego z sąsiadów karczmarza. Folklorystyczny majstersztyk :)